Cześć, dzień dobry, dobry wieczór.
Detoks świadomości, detoks sokowy, trwajacy 11 dni.
Właśnie go zakończyłam.
Czy się wahałam? Tak, rok temu. Teraz już nie.
Widziałam, że mam w tej chwili w sobie zasoby, które mogę wykorzystać aby go przejść.
Co daje mi ten detoks?
To pytanie zadawałam sobie każdego dnia.
Przeszłam drogę z głowy do serca i do ciała. Po raz pierwszy potrafiłam pokonać barierę głodu, który wcale nie wynikał z tego, że potrzebuję pożywienia , a z emocji jakie miałam w sobie i teraz widzę, że to one pchały mnie do nadmiernego jedzenia.
Detoks, to proces, to pewna codzienna dyscyplina, czynności które należy wykonać rano i wieczorem.
To wstawanie o 5.00 rano, poranna praktyka jogi kundalini oraz medytacja.
To wyciskanie soków, picie zioł na czczo i oczyszczanie, nawilżenie i odżywianie ciała.
Sposób i ilość soku konkretnie określona każdego dnia.
Czy to trudne?
I tak i nie, ale jeśli ma się intencję płynąca z serca jest to do wykonania.
Detoks, to wyciszenie swojego umysłu, zatrzymanie i uwazność na wszystko co dzieje się każdego dnia.
Mój proces pokazał najpiękniejsze połączenie z moim ciałem.
Zmiana wyglądu skóry, wygładzenie, odmłodzenie, wyostrzenie wzroku.
Utrata wagi, pozbawienie ciała nadmiaru wody, soli i toksyn.
Kiedy chciałam iść na dłuższy spacer ono mnie zatrzymywało. Pokazywał się ból nóg i płytszy oddech. Skóra puslowala i czułam każdy ruch.
Słucham go z pokorą i wdzięcznością za to, że tak pięknie mnie prowadzi.
Przytulam się każdego dnia z czułością i zdziwieniem jak bardzo moja sylwetka się zmienia.
Przekonałam się jeszcze bardziej, że połączenia duszy, ciała i umysłu to CUD
Kładłam się każdego dnia wcześniej i zasypiałam bez trudu. Kończyłam dzień rozważaniem i medytacją.
Myślę, że i tak nie da się tego przeżycia wglądu w siebie opowiedzieć słowami. To doświadczenie trzeba przeżyć samemu.
Jestem z siebie dumna, czuję się lekka w głowie i w ciele.
Ola się śmieje... to nie ostatni mój detoks.
Za wszystko, kim byłam wcześniej: DZIĘKUJĘ...
Za moje już martwe części: DZIĘKUJĘ...
Za moje zapomniane części, które zostawiłam w miejscach, których już nie pamiętam : DZIĘKUJĘ...
Do moich części, które kiedyś rozpadły się na tysiące małych kawałków i których nigdy nie udało mi się poskładać: DZIĘKUJĘ...
Do moich smutnych części, które kiedyś próbowałam wypełnić przywiązaniem :
DZIĘKUJĘ
Do moich części, które już do mnie nie pasują i już ze mną nie rezonują: DZIĘKUJĘ...
Do moich części, które odrzuciłam i ich nie chciałam i których nie mogłam przytulić: DZIĘKUJĘ...
Do moich części, które nie odważyły się wyznaczyć granic ze strachu przed brakiem akceptacji: DZIĘKUJĘ.
Do moich części, które kiedyś były źle traktowane i dały się źle traktować innym: DZIĘKUJĘ...
Do części, które nie wierzyły w siebie: DZIĘKUJĘ...
Dziś robię pożegnanie. Dziękuję za wasz ruch w moim życiu, bo to właśnie tym wszystkim wersjom mnie bardzo dziękuję.
Dziś zwalniam WAS z obowiązku chronienia mnie i w absolutnym poddaniu się temu, co już nie ma miejsca we mnie:
IDĘ DALEJ.
I DZIĘKUJĘ wszystkim moim małym śmierciom, że dziś jest nowa przestrzeń i szansa na moje nowe życie.
Dziś świętuję życie, martwe części przytulam, kocham je, szanuje, dziękuję i żegnam. Cóż, było to najlepsze, co mogłam dla siebie zrobić w tamtym czasie i miejscu, dlatego nie krytykuję ich, ale oddaję im wszystkie moje honory.
Droga i ukochana stara wersja mnie:
Już odegrałaś swoją rolę.