Cześć, dzień dobry, dobry wieczór.
Czy spadnie na mnie fala hejtu?... Nie wiem...
Temat został wybrany że względu na sentyment... western, przypomniał mi mojego dziadka Jana. On uwielbiał westerny. Siadałam z Nim przed telewizorem i razem przenosiliśmy się na Dziki Zachód w świat Indian, pościgów, pięknych koni i prawych szeryfów. Często oglądał jeden film kilka razy i ...na nich zasypiał.
Ja, jako pierwsza wnuczka byłam uczona przez dziadka "męskiego" spojrzenia na życie. Zabierał mnie nad staw, na łąkę, jeździł ze mną motorem i pokazał jak prowadzić traktor. Chciał żebym miała długi warkocz i żebym umiała grać na akordeonie. Był typowym "twardzielem", lubił adrenalinę, która często wpędzała go w kłopoty. Był zawsze uśmiechnięty, lubił śpiewać i często siarczyście przeklinał.
Mówił, że powinnam być odważna i "twarda". Jak to określał, " morowa dziewczyna ".
Raczej jestem typem szeryfa niż przestępcy i jednak patrzę na świat oczami kobiety. Mam często w głowie słowa mojego dziadka i jestem "morową dziewczyną". Mimo wyboistej ścieżki mojego życia nadal wierzę, że ludzie są dobrzy, brak im tylko poczucia miłości do samego siebie. Szukają na zewnątrz, tego co mogą znaleźć w swoim wnętrzu. Cieszę się, że moje doświadczenia zaprowadziły mnie do tego momentu gdzie jestem teraz. Czuje, że wszystko jest dobrze, że wszechświat mi sprzyja. Mam otwarta drogę przed sobą i jasny cel. Nie zatrzymują mnie opinie innych, patrzę na moje życie z miłością i wiem, że najlepsze dopiero przede mną. Nie czekam już na nic, to co dzieje się teraz jest wystraszające, bo i ja jestem wystarczająca. Uśmiecham się do trudności, bo wiem, że one tak jak wszystko, przeminą. I dalej jest spokój, spokój i spokój.
I słyszę w głowie słowa z medytacji Klaudii Pingot.
" Nie ma drogi, której nie mogę przejść.
Nie ma bariery, której nie mogę przeskoczyć.
Nie ma emocji, których nie mogę uwolnić.
Nie ma przeszłości, której nie mogę uzdrowić. "